Strona:Eliza Orzeszkowa - Pieśń przerwana.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
45
PIEŚŃ PRZERWANA

skutki filantropii! Nie będę jej pani odbierał. Nie trzeba pani nic odbierać i... nic dodawać... Nie wiem jak tam z księciem, ale co do mnie...
Z lekkiem uchyleniem kapelusza, który przed chwilą włożył był na głowę, dodał:
— Szczęśliwy jestem, że traf pozwolił mi panią poznać...
Twarz jej okryła się rumieńcem karminowym. Zaczęła prędko, prędko wkładać robotę do koszyka.
— Pora mi już do domu...
— Już? — zapytał z żalem.
Spojrzał na książkę, którą trzymał w ręku.
— Czy pani będzie łaskawa pożyczyć mi tej książki do jutra?