Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 234 —

wyraźnie i odrębnie, ciemność drgnęła i zrzedła jej gruba, ponura tkanina. Stało się tak, jak bywa o świtaniu, mętnie biało i błękitnawo.
Chór oddalony śpiewał:

»On twoją tarczą, On twój puklerz mocny,

Za którym stojąc, na żaden strach nocny,

Na żadną trwogę, ani dbaj na strzały...«

Jednocześnie w mętnie białem i błękitnawem świetle, z za wysokej, ciemnej teraz ściany wybrzeża, wychylać się i na zaokrąglone ramię Niemna jeden po drugim wypływać poczęły długie, płaskie płyty, z pozapalanemi ognikami, które drgały i migotały, nakształt nieśmiałych gwiazdek poczynającego się wschodu…
U ogników, coraz wyraźniej zarysowywały się stojące postacie ludzi, wciąż wzbijających w powietrze, które się rozwidniało, chóralną, potężną pieśń.

»Iżeś rzekł Panu: Tyś ucieczka moja,
Sam Bóg najwyższy jest obrona Twoja.

Flisacy to, Lidzianie, czy Nowogrodzianie, lub Mińszczanie, gdy w drodze dalekiej zaskoczył ich na kryształowym gościńcu grobowy moment ziemi, hymn ufności i nadziei wzbili za nią — ku niebu.
Ogromna malowniczość i uroczystość biła od tych wypływających z ciemności i po ciemnych jeszcze wodach posuwających się statkach, światełkach, ludziach i tonach.
Lecz niebo i woda stawały się coraz więcej jasne i błękitne, drzewa wyraźnie oderżnęły się od zmroku i jak o wschodzie dnia zaświegotało w nich ptactwo,