Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 209 —

w skrzyni trumiennej, szklanej, zimnej, przykrytej puchami śniegu;
pątniku, którego błękitna szata skrętami olbrzymego węża, wśród pól, ziół, drzew, grodów starych, siół spokojnych, gospód gwarliwych, świątyń samotnych, lasów ciemnych, piasków białych, przepasuje łono ziemi szerokiej, smętnej, zadumanej...
O czem zadumanej?
Ach, o tem zapewne, coś ty krysztale płynny, gościńcu wieczny, zwierciadło czarnoksięskie, taflo dźwięcząca, naszyjniku stalowy, pątniku w długiej szacie błękitnej, coś ty — o Niemnie! — przez czasy minione widział, słyszał i o tem, co przez czasy inne, z otchłani przeszłości jeszcze nie wyłowione, widzieć i słyszeć będziesz...
Ty szemrzesz, a przepasana tobą ziemia duma o tem, co przeminęło i o tem, co przybywa.
Były takie wieczory, gdy na tle usypiających powiek widywałam cię, jako obraz zjawy dnia minionego najmilszy i smugą wspaniałą wypływałeś wówczas do sennych marzeń moich, oczyszczając je od mętów i od bólów jawy.
Były poranki, gdy słońce nie wzeszło jeszcze, a ja biegłam ku tobie obudzona i ciekawa, aby z pośrodku traw rośnych ujrzeć, jakiem obliczem spotykasz sine świtanie i usłyszeć szmery, westchnienia, dźwięki, które wydaje twe szklane łono, kiedy go dotknie pieszczota różanych palców jutrzenki.
Były godziny, tak ciężkie jak ołów, które łzami tak

Nowele i szkice
14