Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 154 —

nie pada i gwiazdy na niej nie siedzą. Co to jest nie robić studjów z żywej, nagiej natury!
Kaljopa odszepnęła:
— Obrazowości niema, ale styl górny, wyniosły…
— A tak — sarknęła Melpomena — aby go płynnie czytać, primadonną z opery być trzeba.
Erata, ani jednej litery z cichutkiej rozmowy towarzyszek nie słysząc, czytała dalej:
»…Wśród błałokorych brzóz, nad błękitnym strumieniem, w półleżącej postawie, z której oko poety wyczytaćby mogło wiośniane marzenie niepokalanego serca, siedziało wiejskie dziewczę. Było ono tak pięknem, anielskiem, białem, że na jej widok zaczarowany królewicz ściągnąłby wodze ognistego swego rumaka i długo, długo w oczarowaniu nowem zapytywałby białe róże i błękitne nieba: jest-że to nimfa, rusałka, zjawisko nadziemskie, z białej mgły i z błękitnych obłoków utworzone dlatego, aby przed oczami zachwyconego śmiertelnika zmienić się w mgłę białą, w obłok błękitny i ulecieć w niebo? Była ona tak smukłą i giętką, że zda się lada wietrzyk zdmuchnąćby ją mógł z zielonej trawy, i, jak białą różę, rzucić na błękitną falę strumienia. Błękitne jej oczy ścigały bieg strumienia, a śnieżnemi dłońmi powoli, w zadumie wiła równiankę z białych kalin i błękitnych, jak niebo i jak jej oczy, niezapominajek…«
Tu, Melpomena, która od kilku sekund podnosiła się na swem siedzeniu i znowu na nie opadała, powściągnąć się już nie mogła.
— O, Erato! — zawołała — i gdzież na ziemi