Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 111 —

w mózg, w serce jakaś przelatujący płomyk, jakąś wytryskującą stąd i zowąd iskrę, jakieś echo błądzące po przestrzeni świata i własnej ich duszy, — nie wiedząc często, gdzie źródło ich pocieszenia, skrzepienia, gdzie początek naprzeciw chmur występującej tęczy nadziei, do chmur wkradającego się promienia radości.
I w tem tkwi miłosierdzie, zlitowanie życia, które często okrutnem i bezlitosnem nam się wydaje.
Ilekroć z ust przed ludźmi, jeżeliś gadatliwy, z serca przed sobą tylko, jeżeliś dumny, wylewasz na życie skargi i wyrzuty — przypomnij!
Związki niedostrzeżone, sekundy niezapamiętane, wzruszenia zaznane i jak wiatr przemknione, drobiny złota w glinę życia wplątane, okruchy djamentów, płatki kwiatów, z wyśnionej góry szczęścia zwiane na ciebie jego pylimy — przypomnij!
I odtwórz je nawzajem, odwdzięcz je życiu. Nie ziarna gorczyczne, które do duszy ci wpadły, na dusze innych rozpylaj, lecz serca uderzeniami, myśli wzlotem, głosu twego dźwiękiem, ust uśmiechami twórz dobroczynne płomyki, iskry, echa, rozsiewaj okruchy djamentów, płatki kwiatów, pyliny zdejmowane z niedościgłej śmiertelnym góry doskonałego szczęścia.