Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 91 —

więc je toczy; toczy je, — bo toczy. To jest życie. Jego życie. O tem wie i ponad to o niczem nie wie i wiedzieć nie pragnie, ani o tem, że cośkolwiek wogóle wiedzieć można i że wiedzenie jakiekolwiek na cokolwiek jest potrzebne. Ponury jest ten mieszkaniec ciemnej jaskini. Tytan z siły ramion, ślepiec z oczu zamkniętych na wszystkie niebieskie światła. Całej ziemi bez tych świateł źle, ale jemu najgorzej, bo o samem nawet istnieniu ich nie wie. A jakież jest imię jego? Byli tacy, którzy nazywali go Kalibanem, w powszechnej mowie ludzkiej nazywa się ludem; poetka dała mu imię: Syzyf. Syzyf w dramacie tym — to lud.
Mijają wieki, aż nad ciemną otchłanią zjawia się istota dziwnie piękna, wzlotna myślą, odwagą, ofiarą — i pomiędzy dwiema otchłaniami znajomość zawiązuje. Tu początek dramatu.
Nad ciemną otchłanią staje Prometeusz, tak jak i Syzyf, Tytan, ale inny. Siła jego jest inna. Nie w ramionach mu tkwi, ale w myśli, w ruchu i pędzie myśli, którą ma od bogów. Na ziemi zrodzon, ognia, którego Zeus strzeże, jest dobrze świadom. Wie, że zbawienie ziemi od zalegających ją mroków w ogniu tym zaklęte. Wykraść go niebu i w darze ziemi przynieść trzeba. Przedsięwzięcie pełne grozy, lecz Prometeusz dokonać go zamierza. Utrudnia mu je, oprócz zawrotnych wysokości, na jakie wstąpić musi, grzmotliwy huk, ziejący z ciemnej otchłani. To materja tak huczy i życie jej ślepe, ciężkie, toczące głazy bez pożytku, bez celu, bez końca. To Syzyf odgłosami swej niekończącej się nigdy męki i pracy tak świat napełnia. Prometeusz pierwszy na