Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   88   —

Dwaj mężczyzni weszli w głąb domu i przechodzili zwolna długi rzęd komnat, kierując się ku pokojom Ewy. Pomimo zwykłych sobie obojętnych ruchów, i chłodnego, powściągliwością nacechowanego wyrazu twarzy, gość wydawał się wyraźnie zajęty, jakby trochę zaciekawiony a nawet zdziwiony postacią człowieka, w którego progi wstępował. Hrabia miał na sobie wcale nie wykwintne ubranie z szarego sukna, zapięte pod samą szyję, podobne do tego, jakiego używają zwykle ludzie oddający się mechanicznej jakiejś pracy pod otwartem, zimowem niebem. Z obu kieszeni jego surduta wystawały jakieś narzędzia, ślusarskie czy ciesielskie; można było pomiędzy niemi rozpoznać niewielki świder, podobnąż piłkę, młotek, wszystko to lekkie ale mocne i wyrobione z żelaza.
Przestępując próg przedpokoju, hrabia wyjął z kieszeni, pomiędzy narzędziami zabłąkane rękawiczki, i począł je nakładać na ręce. Snać wychodząc z domu zabrał je, aby ochronić ręce swe od zimna, ale zajęty pracą czy myślami, przypomniał sobie o nich wtedy dopiero, gdy były już niepotrzebne; rozmawiając przecież z gościem, zajęty i roztargniony, spełniał on teraz czynność, która machinalnie nasunąć się musiała jego myśli. Nie mogło to przecież ujść uwagi gościa, że każda z rękawiczek innej była barwy, i że małe i chude ręce hrabiego, silnie zaczerwienione od mrozu, no-