Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   87   —

tanie i rozmowa z młodą dziewczyną zajęły go, a może trochę i wzruszyły, to ostatnie jej słowa starły z twarzy jego wzruszenie to aż do najmniejszego śladu. Obojętny i niedbały jak wprzódy, postąpił parę kroków za piękną swą przewodniczką, gdy nagle przez drzwi od przedpokoju, z ożywioną nadzwyczajnie twarzą, z postacią jak zawsze podaną naprzód, wbiegł hrabia Seweryn.
— Witajże w progach moich, szanowny gościu — zawołał zaraz od progu, z ręką wyciągniętą ku przybyłemu i gotową do serdecznego uścisku. — Zobaczyłem zdaleka sanie twoje odjeżdżające od ganku, i biegłem coprędzej aby cię powitać. Przebacz że spóźniłem się trochę.
Na widok hrabiego, w dumnych i chłodnych oczach gościa zamigotała iskra niespokojna. Byłoto jakby przypomnienie jakieś przykre, jakby wahanie się dziwne w człowieku tak pewnym siebie, może nawet jakleś nagle poczute i gwałtownie cofnięte wewnątrz uczucie wstydu, — gdyż na czole, pośród zamyślonych bruzd leżących pomiędzy brwiawi, ukazało się i szybko zniknęło parę smug bladego rumieńca. Trwało to przecież zaledwie sekundę, po której Dembieliński przyjął ofiarowaną mu dłoń gospodarza, i na uprzejme słowo jego odpowiedział również uprzejmie, choć z większym nieco chłodem i powściągliwością.