Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   56   —

rozrywek, drobnostkowych zajęć, najwyszukańszego zbytku, a jednak wszystko to wystarczyć jej nie mogło. Zepsuta, sfałszowana ta istota nie posiadała jednej ujemnej namiętności, która częstokroć zapełnia całe życie, pociesza i zaspakaja podobne kobiety; nie posiadała namiętności dla oklasków i hołdów.
Próbowała bawić się strojami i balami, lecz po roku rzuciła je zmęczona, zniechęcona, chora. Jakkolwiek słabe były, i prowadzonem od dzieciństwa sztucznem życiem przygłuszone te dobre instynkta, jakie nosiła w sobie, nie milkły one w niej całkiem nigdy, dokładając udręczenia wstydu i wyrzutów do dręczącej ją nudy. Aż stopniowo popadła w tę apatję bezwładną, w tę obumarłość ducha tem sroższą, że połączoną z niezmierną chorobliwą draźliwością fizyczną. Byłoto owo smutne znihilizowanie duszy człowieczej, ta kara najokrutniejsza, prędzej lub później dotykająca tych, którym błędny kierunek życia wrzuci serca, głowy i ręce w bezzaradną, próżniaczą bezczynność. Upływały lata, a w Dolinieckim zamku dwoje ludzi żyło pod jednym dachem, nie widując się z sobą prawie, nie mając ani jednej wspólnej myśli, któraby ich wiązała.
Przed laty była chwila, w której hrabia uczuł gwałtowny, nieposkromiony ból, na widok nieszczęścia, które jego, namiętnego miłośnika dobra, wskazywało na wieczne, codzienne, cochwilne przy-