Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/597

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   591   —

tem osunęła się do jej kolan i zgnębioną kibić jej objęła ramionami.
— O matko moja, przebacz że cię opuszczam — zawołała z wybuchem niezmiernego żalu, — ale inaczej uczynić nie mogę... nie mogę...
— Krystyno! — wymówił hrabia, — bądź spokojną o matkę twoją; nie zabraknie jej nigdy niczego co najtroskliwsza opieka i najprzyjaźniejsze starania uczynić mogą. Ewo! — dodał ujmując drżącą rękę obezwładnionej kobiety, — jeżeli zechcesz pozostać w Dolinach, pozostaniesz; jeśli będziesz wolała udać się ze mną do miasta, stworzę ci tam byt jak można najodpowiedniejszy twym upodobaniom i przyzwyczajeniom. Jeżeli kiedy zwrócisz się do serca mego, znajdziesz je zawsze otwartem dla siebie, nie z miłością dawną wprawdzie, ale z przyjaźnią, ze współczuciem, z pobłażliwością wytrwałą. Przeszłości naprawić niepodobna; ale jeżeli zechcesz Ewo, wspólna przyszłość nasza może być jeśli nie już szczęśliwą to pogodną, i nie wszelkiej pozbawioną pociechy.
Ewa słuchała tych słów z wyrazem twarzy, w którym mieszały się najróżniejsze uczucia. Nie była ona całkiem niezdolną do pojęcia rzeczy szlachetnych i wspaniałomyślnych; to też wdzięczność i czułość, migotały chwilę w jej wzroku zmąconym. Chciała coś odpowiedzieć hrabiemu, wyciągnąć ramiona i uścisnąć córkę, zapytać ją o coś, dać jej