Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/589

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   583   —

— Taka hańba! — jęknęła znowu po chwili — dobrowolnie przyjmować na siebie taką hańbę!
— Czyliż postępek jego nieznany nikomu, nie hańbił go przecież? — zapytał znów hrabia.
— Tak, ale świat nie wiedział o niczem — odszepnęła Ewa.
Gdy to wymawiała, do różowego saloniku weszła Krystyna. Twarzy jej ubyło wiele z tej wiosennej świeżości, którą jaśniała dawniej; powlekała ją teraz bladość niedopuszczająca najlżejszego śladu rumieńca, i gorącym kolorytem odbijająca od głębokiej czerni warkoczów. Postawa Krystyny była spokojną; ciemne jej oczy patrzyły z wyrazem surowej niemal powagi, rozświetlonej jednak miękką linją ust zamyślonych lecz łagodnych. We wszystkich ruchach jej i w każdej linji jej rysów znać było moc cichą, skupioną w sobie, i postanowienie jakieś trwale powzięte, więc wytwarzające spokój, którego nawet głęboki smutek naruszyć nie mógł. Pewnym i dość szybkim krokiem zbliżyła się do matki. Ewa na jej widok drgnęła, i z lekkim okrzykiem pochwyciła ze stołu list Anatola, ukrywając go w obfitych fałdach kaszmirowej swej sukni.
— Mon Dieu! mon Dieu! — jęknęła zwracając się do hrabiego, — jakże ja jej ten list pokażę? jak ja jej powiem o wszystkiem? — ja tego uczynić nie potrafię! — Krysiu — dodała zwracając się do córki i nerwowo szamocąc się na sofie, — weź z mojej toa-