Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/588

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   582   —

mi; na więcej niż kiedy zmiętych jej policzkach leżały plamki gorączkowych rumieńców, brwi podnosiły się zdumieniem, a przez to podniesienie się fałdując czoło w kilka grubych, poprzecznych zmarszczek, rzucały nań wyraz przykrej dolegliwości. Ręce Ewy chude i przezroczyste to splatały się, to znowu rozplatały i opadały bezsilnie po obu stronach sukni; usta jej okrążone zmarszczkami, to otwierały się, to znowu zamykały, a za każdym razem gdy otwierały się szeptały: — Quelle horreur! Wielki Boże! jestże to podobne! nie pojmuję!
— Czego nie pojmujesz Ewo? — zapytał hrabia zwracając na nią wzrok pełen litości.
— Nie pojmuję, poco mu było oskarżać się samemu — jęknęła kobieta; — to co uczynił, mogłoby przecież pozostać w tajemnicy na zawsze!...
— Czyliż czyn i jego następstwa mniejby przez to istniały? — zapytał hrabia.
— Mais qui, mon Dieu! ale świat nie wiedziałby o niczem — odszepnęła Ewa.
Widocznem było, że miała wielkie usposobienie do spazmów, ale powstrzymywała się od nich z całej siły.
Nerwowe drgania przebiegały od czasu do czasu jej ciało, z westchnieniami które wydawała, łączyły się spazmatyczne poziewania.