Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/586

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   580   —

— Chodź biedne moje dziecię — wyrzekł z powagą — zbierz swoje siły. Znajdziesz się wnet w obec jednej ze strasznych zagadek życia.
Mówiąc to i nieopuszczając jej ręki, którą ściskał w swych dłoniach, powiódł ją do swej pracowni. Tam przez noc już całą aż do białego świtu paliło się światło lampy; słychać było naprzód cichy, głęboki płacz kobiety, potem głos męzki smutny i poważny, a potem jeszcze rozmowę długą, częstemi milczeniami i chwilowem łkaniem kobiecem przerywaną.
Słońce wschodziło, gdy przed podjazd zamkowy ukazała się Krystyna w kapeluszu i okryciu. Na progu zwróciła się do hrabiego, towarzyszącego jej do powozu.
— Mój ojcze — rzekła z cicha — wiesz jakie ostrożności zachować należy uwiadamiając moją matkę o...
Nie mogła dokończyć, bo usta jej pobladłe przez noc ubiegłą, zadrżały i odmówiły posłuszeństwa słowom.
— Bądź spokojną, Krystyno, i zdaj się na mnie w zupełności — odpowiedział hrabia ściskając jej rękę; — nie zapomnę ani na chwilę o względach jakie winienem kobiecie słabej i nieszczęśliwej, która.... jest twoją matką.