Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   52   —

wstać! — niech to będzie boleść najsroższa, żal bez granic, rozpacz bez miary, ale niech ja czuję, niech żyję!
Gdy Ewa w nawpół oświetlonem oratorjum przepędzała w ten sposób noc bezsenną i dręczącą, daleko z tamtąd, na górnem piętrze budowy był człowiek, który nie spał także.
Hr. Seweryn po odejściu Krystyny długo jeszcze oddawał się ulubionym swym pracom, a kiedy nakoniec powstał i zmęczonemi, zamglonemi oczami rozejrzał się wkoło, wzrok jego napotkał pogodne niebo zimowe, które zasiane gwiazdami i posrebrzone blaskiem księżyca, zaglądało do wielkich okien surowej i zatopionej w cieniu jego komnaty. Stanął u okna i patrzył chwilę na uśpioną ziemię, objętą milczeniem nocy i osłonioną białym, migocącym brylantowemi skrami kobiercem śniegu. Daremnie jednak tym razem natura, którą znał tak zbliska i tak bez granic kochał, stawiła mu przed oczy obraz pełen majestatycznej piękności i uroczystego spokoju; wzrok jego utkwiony w jednym punkcie mglił się uczuciem głębokiego smutku, zmarszczki przedwcześnie brużdżące wyniosłe jego czoło, zagłębiły się pod wpływem myśli, które zadumane stały nad grobem pogrzebanego jakiegoś uczucia, i zdziwione zapytywały serca i losów, dla czego podniosła się mogiła tam, kędy powinny były zakwitnąć życie, miłość, szczęście?