Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/515

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   509   —

czych wytryśnie mi zdrój życia nowego, pięknego życia wiary, miłości, cnoty...
Mówiąc to nachylił się, i gorącemi ustami przylgnął do białej dłoni, którą trzymał w ręku. Ale słowa jego wywarły na Krystynie nagłe jakieś, boleśne wrażenie. Ona wiedziała o kim on myślał, wspominając dawno minioną, lecz ciężką i tak dla niego złowieszczą chwilę swej przeszłości. On nie wiedział, że ona wiedziała o tem. W jednej chwili przed oczami Krystyny przesunął się zły czyn jej matki, i wszystkie czynu tego następstwa, następstwa na jakie codzień, co chwilę prawie patrzała.
Okropna myśl przemknęła przez jej głowę; myśl że nie dość jest popełnioną winę okupić żalem krwawym, bo obok żalu i pomimo niego, istnieć mogą krzywdy zadane a nie naprawione, i całe życie zamienić w jeden ciąg zgryzot daremnych, w jedno zuchwałe bluźnierstwo przeciw sprawiedliwości. Zbudził się w niej palący niepokój, i w usta jej wlał szept cichy lecz gwałtowny.
— Anatolu! przebacz mi że cię pytam, ale... ale jam widziała czem jest życie obarczone błędem nienaprawionym... Nie wiem jakim był błąd twój, ale wiem że niema występku bez krzywdy jakiejś obok... Coś uczynił... coś ty uczynił aby...
Nie dokończyła swej myśli, nie chciała zadać mu rany nowej, zlękła się prawie własnego pytania. Ale on ją zrozumiał.