Przejdź do zawartości

Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/503

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   497   —

fania się i wahania, jakich doświadczał w najgorętszych chwilach, które z nią spędzał, chwilach które powinny były być bezchmurnie szczęśliwemi, a przybierały nieraz pozór burzy zagrażającej wszelkiemu szczęściu. Krystyna widziała to wszystko; ale zarazem wierzyła niezachwianie w szlachetny grunt charakteru narzeczonego, w zdolność umysłu jego do podniesienia się na szczyty najwyższe. Cierpienia i walki jakie w nim dostrzegała, bardziej jeszcze przywiązywały ją do niego; wiały one na nią nieokreślonym smutkiem, pogrążały ją w mimowolne zadumy, ale nie mąciły pogody jej umysłu, ani gasiły płomienia płonącego w jej sercu. Bądź co bądź, wiedziała ona, że zawsze i pomimo wszystkiego pozostanie wierną samej sobie i przedmiotowi ukochanemu; że nigdy nie przeniewierzy się temu, co uznawała za prawdę swą wewnętrzną. Chwilami doświadczała przebłysku pojęcia i przeczucia o jakichś wielkich ofiarach, o jakiemś bezgranicznem poświęceniu, do spełnienia którego wezwaną zostanie mocą swej miłości. Nie budziło to w niej żadnej obawy. Miłosć jej powstała w warunkach niezupełnie pospolitych; ale jak powiedział Dembieliński w rozmowie swej z hrabią, i ona nie była także istotą zupełnie pospolitą, a czuła w sobie siłę utrzymania się na wysokości obranego przez się położenia.