Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/492

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   486   —

był jeszcze stać się czemś, zdziałać coś... Śmierć dobrowolna jestże w istocie sposobem oczyszczenia się i podniesienia? Nie. Głupcy tylko tak myśleć mogą... Jestto po prostu ucieczka przed mękami, które napastują z całą siłą ostatnią minutę człowieka... Mogłożby to być, abym uciekł od życia przez wrota, do których klucz trzymam zawsze w swem ręku?.. Nie, nigdy...
Gdy tak rozmyślał, ręka jego trzymająca oręż opadała coraz niżej, aż złożyła go na miękkiem posłaniu. W tej samej chwili ozwało się u drzwi lekkie pukanie. Na odgłos ten Dembieliński drgnął lekko. Kto wie, czem być może to coś, co tam puka do drzwi? Wszakże wieści straszliwe oznajmują się zazwyczaj tak jak i ludzie, bo ludzkieto ręce i usta są ich roznosicielami....
Myśl ta szybka jak strzała, przemknęła tylko przez głowę stojącego w ciemnościach człowieka; parę sekund zaledwie minęło odkąd pukanie dało się słyszeć, gdy Denbieliński zasunął w szufladę przedmiot z którym rozmawiał przed chwilą, i zapaliwszy świecę stojącą na stole, wymówił głośno. — Proszę wejść!
Klamka drzwi ugięła się pod śmiałą widocznie i trochę niecierpliwą ręką; do pokoju weszła kobieta w ciemnem okryciu, z czarną na twarzy zasłoną. Postąpiła prędko kilka kroków, i zatrzymała się, jakby dla nabrania oddechu; zarazem od-