Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/491

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   485   —

oczyszczenie i dokonywającem wymiaru sprawiedliwości. Można odebrać sobie życie, a pozostać brudnym. Można odbierając sobie życie, gardzić sobą.
— Gardzić sobą? Nie! Ja muszę szanować siebie... W chwili ostatniej, wielkiej, w której wszystko kończyć się będzie, ja chcę we własnych oczach wyglądać wielkim... Przez całe życie pracować na wielkość i sławę, a zstąpić do grobu małym i zhańbionym? Nie! Tak być nie może... Podnieść się nad przeszłość swą, nad siebie samego; uczynić coś, coby wielką jasnością okryło przedemną samym własne plamy moje... dokonać czegoś tak potężnego, aby zatracić pamięć słabości która sprowadziła występek... zstąpić choćby w otchłań, byleby przepadając w ciemnościach, czuć na czole swem gwiazdę nigdy już nie mogącą zagasnąć... Daszże mi to wszystko, ty oko przepaściste? Dasz mi to co drzemie i czai się w czarnej twej głębi — śmierć; przedtem wszakże będzie chwila jakaś stanowcza, wielka, zagadkami, pytaniami najeżona... a ja w chwili tej nie będę mocen powiedzieć sobie: jestem oczyszczonym! W chwili tej będę czuł tylko żal nad zmarnowanem życiem, któreby mogło być tak pięknem! — i wstyd, wielki wstyd, że nie zdołałem wynaleźć innego środka, któryby wybawił mię od mąk poniżenia w obec samego siebie, świata i jej — prócz ucieczki po za ziemię, na której przecież mógłbym