Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/381

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   375   —

— Oj, oj! — zaczął po chwili, — gdybyto człowiek wiedział co go spotka, obrałby sobie może inne rzemiosło...
Nagłym ruchem zwrócił się do Rodryga. — Dawaj pieniędzy, a dużo! — zawołał, — pojadę daleko, popłynę za morza... Dawaj pieniędzy!...
Mówiąc to porwał się z sofy, i stanął w całej swej wysokości; ale znów jak przy wejściu, zachwiał się i oparł ręką o ścianę. Głód, chłód, pragnienie, widma nocne i postrachy dzienne, tak długo walczyły z tym człowiekiem, że zgnębiły i osłabiły olbrzymie jego ciało, podkopane już i wprzódy chorobami i zabójczemi nałogami. Gorączka ogarniała go coraz bardziej, poczucie własnego zesłabnięcia wprawiało we wściekłość. — Pić! — zawołał ochrypłym głosem.
Suszyc wziął ze stołu wypróżnioną do połowy butelkę i podał mu ją obojętnie. Rodryg trząsł się pod swym szlafrokiem; złoczyńca wychylił do dna resztę znajdującego się w butelce napoju. Trunek oddawna nie używany uderzył mu do twarzy krwistym rumieńcem. Nogi zadrżały pod nim, chwiał się znowu.
— Słuchaj ty! — krzyknął, pałające oczy wpijając w Rodryga i wyciągając palec w stronę komina, — wyrzuć za okno te perfumy! Przeklęty ten smród idzie do głowy jak gorzałka! Tu ciemno! Po