Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   336   —

— Cóżem ja uczyniła!.. a słowa hrabiego: „Wstyd ci Ewo! wstyd! wstyd!!“ — brzmiały w jej uszach. Opuściła nizko głowę, i stała ze zwisłemi rękami, z oczami szklanemi, utkwionemi w ziemię. Nogi chwiały się pod nią; białemi zębami, które były u niej jeszcze jednym z rzadkich śladów zgasłej młodości, do krwi przygryzała zmarszczone, blade, pełne wyrazu goryczy wargi. Osunęła się na ziemię, i łokciami wsparta o nizką sofę, czoło ukryła w dłoniach. Tak siedziała długo bez najmniejszego ruchu, i tylko po zmianach jakie zachodziły w wyrazie jej źrenic, po zaciśnięciu chudych palców wkoło zapadłych i silnie tętniących skroni, po śpieszniejszym lub nawpół zamierającym oddechu piersi, poznać można było, że całe szeregi sprzecznych uczuć obejmowały z kolei jej serce, a tłumy myśli tłoczyły się do głowy.
Byłato może pierwsza chwila w życiu Ewy, w której ujrzała przed sobą moralną istotę swoją, całą i nagą, i zdała sobie jasną sprawę z treści lat, które przeżyła już na ziemi. Byłato treść wątła jak pajęcze koronki, nieloiczna jak kaprys, pusta jak dnie spędzone na próżniactwie. Ręce jej i głowa próżnowały zarówno, ciało lubowało się w usypiającej i denerwującej je miękkości, uczucie i rozum wiodły ze sobą bój nieustanny, lecz bezowocny, bo pozbawiony kierownictwa woli i podstawy przekonań. Wszystkie postępki jej kłóciły się ze sobą,