Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   332   —

tów i żalów — zjawienie się tego człowieka przywiodło do ostatniego kresu jej wzruszenie, obudziło w niej gniew głuchy, i szaloną jakąś żądzę podzielenia się z kimś tą męką, której doświadczała sama. Nerwy jej wstrząśnięte do głębi, odmówiły do reszty posłuszeństwa woli, stargały ją jak wiotką trzcinę, a rozstrojone ich struny zabrzmiały dzikim akordem wszelkich tych uczuć złych, nieloicznych i niesprawiedliwych, jakie tylko mieścić się mogą w istocie ludzkiej chorej na ciele i duchu, skrzywionej, zepsutej, pozbawionej hamulca woli i rozumu. Ewa więc drżąca cała, z czołem bladem śmiertelnie, ale z policzkami oblanemi szkarłatnym rumieńcem i iskrzącemi się oczami, zwróciła się do hrabiego.
— Dla czego? jakiem prawem? — zaczęła zaledwie dosłyszalnym zrazu szeptem; — a jakiemże prawem pan stajesz tu pomiędzy mną a moją córką? Jesteś pan dla niej obcym, zupełnie obcym — mówiła coraz głośniej — bo cóż znaczą prawa ojczyma w porównaniu z prawami, jakie posiada matka nad swem dzieckiem?
— Ewo! Ewo! — przerwał hrabia głosem, w którym nie smutek już ale boleść brzmiała — mówisz o prawach matki, ale nie mówisz nic o jej obowiązkach!
— Mówię o prawach — zawołała Ewa — i praw tych nikt odebrać mi nie może. W imieniu tych