Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   282   —

wa prawd i pewników; korzy się on i całego siebie oddaje w niewolę, zbudowaną czy to na gorze Synai czy Kwirynalu, czy w Izbie prawodawczej lub zbiorowej głowie tłuszczy wyrabiającej tak zwaną opinję. Byłożby nią sumienie? — ależto tylko suma otrzymanych wrażeń, i przyjętych z zewnątrz wyobrażeń. — Innem jest ono u Hottentota i Lapończyka, innem u mieszkańca oświeconej Europy; głos jego, to echo powtarzające to, co brzmiało nad naszą kolebką; dzwon kołysany grubszemi lub drażliwszemi nerwami, pomiędzy mniejszym lub większym rojem względnych przyzwyczajeń i pojęć niedorzecznych, często przesądów. Rozum więc, serce, wiara, sumienie, grają w człowieku rolę automatów, któremi porusza jak chce wielki maszynista — namiętność. Niewiem jaką jest ta władza moralna lub umysłowa, która w wielkiej komedji życia piastuje godność reżyssera, kierującego działaniem samego nawet maszynisty.
— Władzą tą — odparł hrabia — jest poczucie i pojęcie ideału.
Uśmiech na ustach Dembielińskiego stał się wyraźniejszym. — Wpadamy znowu w abstrakcje — odrzucił z niedbałością, z za której jednak snać było umartwienie umysłu, pragnącego z całej siły dojść coprędzej do jasnego i ostatecznego rozwiązania stojących przed nim pytań. — Coto jest ideał? — zapytał po krótkiej chwili milczenia.