Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   20   —

jak pisze, aby zobaczyć kawałek ziemi na którym się urodził?
— Tak — po chwili namysłu odpowiedział hrabia; pisma człowieka tego nie zdradzają skłonności do uczuć tkliwych, i chęci przenoszenia się w przeszłość. A jednak kto wie...
Zatrzymał się i patrzył w przestrzeń, jakby siłą pamięci wywoływał przed siebie dawno niewidzianą postać człowieka, o którym mówił.
— Kiedy widziałem go — ciągnął dalej po chwili przestanku, — kiedy widziałem go przed dziesięciu laty w domu twej matki, zdawało się, że wrzał w nim wulkan uczuć jakichś zranionych i buntowniczych, namiętności tłumionych wolą, ale porywających. Pamiętam, że piękna ta i w każdym razie niepospolita osobistość uderzyła mię wtedy wyrazem intelligencji, rozlanej po całej jej twarzy, i namiętnej jakiejś energji widniejącej w słowach i ruchach. Ale przykro rażony byłem dziwną niewiarą, którą człowiek ten objawiał głośno i otwarcie; jakimś gorzkim sarkazmem tryskającym mu z ust, ilekroć je otwierał, i tchnieniem pewnej dumy, rzec można pychy, jakie odeń wiało. Wszystkie te cechy dostrzegłem później w świetnych tych pismach, które wychodząc z pod jego pióra rozbiegały się po całej Europie z blaskiem i szumem meteorów. Ale oprócz tego, czy oprócz sarkazmu,