Przejdź do zawartości

Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   193   —

— Tak, — odparł Sylwester, — jestem w istocie zupełnie zadowolony z mego losu, a to zadowolenie zawdzięczam dwom osobom: naprzód hrabiemu Horskiemu, następnie tej oto kobiecie, którą pan widzisz przed sobą. Pierwszy dał mi oświatę, druga — poczciwą i wierną miłość.
Młoda gosposia zajęta była w tej chwili rozdawaniem dzieciom szklanek napełnionych mlekiem, i sporych porcij bułki z masłem. Pomimo jednak zajęcia, które spełniała, ożywienie twarzy jej zdradzało, że żadne słowo z rozmowy dwóch mężczyzn nieuszło jej uwagi.
— Sylwestrze! Sylwestrze! jesteś niewdzięcznikiem! — zawołała, dając każdemu z dzieci po krajance serca; — jesteś czarnym niewdzięcznikiem Sylwestrze, bo mówiąc o przyczynach twego szczęścia, nie powiedziałeś nic o poezji.
— Jakto o poezji? — zapytał gość, — czyliżby pan Sylwester był nietylko gospodarzem leśnym ale i poetą?
Gosposia przysunęła krzesło i usiadła przy mężu.
— Mój mąż, — rzekła, — nie jest takim poetą, który sam pisze wiersze, ale kocha poezje więcej może od tych, którzy je piszą....
— Saluniu, — przerwał mąż z uśmiechem, — czy sądzisz, że znajomość gustów moich i usposobień, może być dla naszego gościa również zajmującą jak dla ciebie?