Przejdź do zawartości

Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   192   —

straszną omyłką, i ja o mało nie uległem podobnemu co on losowi. Wszakże nieszczęścia moje skończyły się na utraceniu posady. Nie mając już o co rąk zaczepić i nie wiedząc co robić, napisałem do hrabiego Horskiego, który bawił wtedy za granicą, z prośbą o radę. Owóż hrabia napisał mi te słowa: „Uczyć się nigdy nie jest zapóźno, tembardziej dla ciebie, który jesteś jeszcze młodym. Skoro jeden zawód zamknął się przed tobą, przysposób się do innego, a o wyborze jaki uczynisz, zawiadom mię natychmiast. Prześlę ci wskazówki postępowania i dostarczę środków“. Odpisałem hrabiemu, że chciałbym uczyć się gospodarstwa, i otrzymałem taką odpowiedź: „Wyucz się gospodarstwa leśnego. W Dolinach są ogromne lasy, których nieporządnem urządzeniem trapię się oddawna, bo to szkoda dla kraju i marnowanie dobrodziejstw natury“. Miałem podówczas lat dwadzieścia pięć, a następnych cztery spędziłem w stosownym naukowym zakładzie. Potem ożeniłem się z Salunią, która przez te cztery lata czekała na mnie wiernie i stale, i odtąd zamieszkaliśmy w tym domu, w którym jeślibym przeżył wiek matuzalowy, jeszczeby mi się żyć nie naprzykrzyło.... bylebym żył w tych samych co teraz warunkach.... zupełnie w tych samych....
— A więc, — ozwał się Dembieliński, — należysz pan do tej małej liczby ludzi, którzy powiedzieć o sobie mogą, że są zupełnie szczęśliwi.