Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   172   —

Powiedział „mówmy o czem innem!“ — ale nie mówił nic. Obległy go snać myśli jakieś niezwyczajne, pochłaniające. Zdawał się wsłuchiwać w głęboką ciszę, panującą w wielkiej starożytnej sali, i wpatrywać w drżące cienie zapadającego mroku. Wśród mroku tego zobaczył wyciągającą się ku niemu białą rękę.
— Kuzynie Anatolu, — rzekła Krystyna, — dziękuję ci, żeś opowiedział mi historję dzisiejszych swych wrażeń. Poznałam cię z niej lepiej jeszcze niż znałam dotąd.
Dembieliński przez kilka sekund zatrzymał w dłoni swej podaną mu rękę, ale nie odpowiedział. Może w chwili gdy uczuł rękę swą objętą ciepłym, przyjaznym uściskiem kobiecej ręki, lody jakieś stajały mu w piersi, topiąc głos w fali niepokonanego wzruszenia? — może nie odpowiadał dla tego, że pragnął dłużej wsłuchiwać się w dźwięk tego dziewiczego głosu, w którym nie było ani jednej nuty fałszywej, ale brzmiał przyciszony nieco odgłos serca, przejętego na wskroś jakąś dziwną, głęboką radością? Ale Krystyna prócz tych kilku krótkich słów, nie powiedziała nic więcej. Z przedziwnym taktem uczuła ona, że kiedy ten człowiek skryty i dumny powierzał jej swe wrażenia, których siłę sam przed sobą nawet zmniejszać usiłował, to nie należało przerywać mu żadnem niebacznem słowem; że kiedy potem umilkł, nie trzeba było przedłużać roz-