Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

będzie na jego ramieniu, że łagodne jej usta podniosą się ku niemu jak kielich rozkwitającej róży, niby rosą ożywczą, napełnione cichym szeptem miłości i wiary... Teraz obok niej kto inny zajął miejsce; on odchodził zawiedziony, upokorzony, z rozdartem sercem, z piersią goryczy pełną...
Krysia patrzyła na zamyślonego młodzieńca swemi wielkiemi,pojętnemi oczami,które stawały się coraz smutniejsze
— Czego ty taki smutny? — zaszczebiotała z cicha. — Posłuchaj! wróć się! ja cię pocieszę! uczynię wszystko co rozkażesz, abyś tylko był takim wesołym jak bywałeś dawniej, wtedy gdy bawiłeś się ze mną i z mamą w ogrodzie, zrywałeś nam kwiaty i pomagałeś mi kopać moje grządki. Wiesz? na grządkach tych wyrosły prześliczne lilje i gwoździki! Ile razy je zrywałam myślałam o tobie, śliczny mój kuzynku! bo ja cię bardzo kocham. Wróć się! nie jedź do tej nieznośnej stolicy, pozostań z nami! Będę ci grała na fortepjanie, pokażę ci moje rysunki, a jak wiosna nadejdzie, będziemy znowu razem kopali grządki i sieli gwoździki.
Naiwne i serdeczne słowa dziecka, boleśnem echem odezwać się musiały w sercu młodego mężczyzny, ale zarazem rozmiękczały jego uczucia, kilkugodzinną walką jakby skrystalizowane w wielki zimny głaz, ołowiem ciążący mu na głowie i piersi. Ostre stalowe połyski gasły stopniowo w oczach