Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zostań!“ Ale załzawione oczy jej spotkały twarz tak zimną i nieruchomą, skrzyżowały się ze spojrzeniem tak pełnem milczącej lecz nieubłaganej dumy, że powieki jej w dół opadły, wargi zadrżały bólem czy obrazą, lecz nie wymówiły ani jednego słowa. Powolnym ciężkim ruchem wyciągnęła ku odchodzącemu rękę, której on dotknął zaledwie.
— Żegnam panią! — wymówił, a w dwóch tych wyrazach zabrzmiała boleść przemocą tajona, i cała otchłań gorzkiego jak piołun szyderstwa.
— Panie hrabio! — kończył zwracając się do Horskiego — bardzo jestem uszczęśliwionym zawartą z panem znajomością. Prawdopodobnie ujrzymy się nie prędko. Składam panu najszczersze życzenia, abyś we wszystkich sprawach swych znalazł to samo zadowolenie, jakie znajdujesz w przypatrywaniu się biegowi planet...
— O panie! — przerwał hrabia, który powstał także i w zmieszaniu jakiem napełniała go zwrócona do niego mowa Dembielińskiego, miął w drżących palcach zdjętą z lampy ażurową zasłonę, — o panie, to nie jest zadowolenie! uczucia jakiem napełnia mię ten widok, zadowoleniem nazywać się nie godzi! To rozkosz...
— Wierzę! — odparł Dembieliński; gwiazdy przedstawiają widok piękny, bo świecą daleko od nas i wysoko. Gdybyśmy którąkolwiek z nich ujrzeli