Przejdź do zawartości

Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

padał, ogarniało go zrzadka, i tylko od czasu do czasu; za każdym jednak razem gdy w nie popadał, znać na nim było że czynił nad sobą wysilenie, aby się zeń otrząść, podobne do tego, jakiego używa człowiek pragnący wydobyć się z porywających go nurtów wody. Wtedy na bladych i chudych jego policzkach ukazywały się plamki rumieńców chorobliwie wyglądających, oczy niespokojnie biegały po otaczających przedmiotach, jakby pochwycić chciały tę rzeczywistość, tę jawę, która im umykała. Zaczynał mówić, ale mowa jego była z razu niepewną i zająkliwą; pocierał dłonią czoło, budził się, i wnet topił oczy swe w siedzącej obok niego kobiecie. To dziwne roztargnienie, ten nastrój umysłu zagłębionego w sobie a oderwanego od rzeczy i spraw zewnętrznych, objawiały się także w zaniedbanem ubraniu hrabiego, w ułożeniu jego włosów, które tu i owdzie odstawały od głowy w sposób wielce nieprawidłowy. U jednego z rękawów jego koszuli niedostawało spinki, a czarny krawat tak niedbale zawiązany był na szyi, że luźna jego kokarda rozwiązywała się co chwilę; wtedy hrabia zawiązywał ją na nowo rękami, które drżały nieco z pośpiechu, i wnet niespokojnie spoglądał na Ewę. Widać było, że niechciał się tej kobiecie niepodobać, a czuł, że mógł się niepodobać, i uczucie to napełniało go smutkiem, wtrącało go na nowo w nurty roztargnienia i zamyśleń.