Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mocnem przerzadzeniem wzmagały wysokość i wypukłość czoła, względnie do reszty rysów twarzy nieproporcjonalnie wielkiego. Czoło to wszakże posiadało pewną, właściwą sobie piękność, którą jednak można było pojąć raczej, niż dostrzedz. Przerznięte kilku zmarszczkami krzyżującemi się w różnych kierunkach, mocno wydęte nad brwiami, zdradzało ono głębokiego myśliciela; obok tego, w dość dużych, lecz zagłębionych oczach, przebijał się umysł marzycielski, osnuty niby jakiemiś mgłami myśli i rojeń, przez które na świat rzeczywisty spoglądał. Pociemniałe i lekko zaróżowione powieki, objawiały pewne strudzenie oczów, jak pochylenie naprzód całej postaci, mówiło wyraźnie o nocach i dniach przepędzonych nad pracą książkową, w głębokiej ciszy gabinetu, z piórem może w ręku, — a najpewniej z mnóstwem myśli powstających, wikłających się i długiemi pasmami rozwijających się w głowie.
Zresztą na całej twarzy hrabiego rozlewał się wyraz szczerej dobroduszności, uśmiech jego był niekłamanym uśmiechem uczciwego człowieka; niekiedy tylko osiadając na bladawych, cienkich wargach, nadawał fizjonomji cechę dziwnego jakiegoś roztargnienia. Były chwile, w których, rzecby można, hrabia uśmiechał się, mówił i spoglądał przez sen. Teraz jednak gdy siedział obok pięknej Ewy, roztargnienie to czy dziwne zamyślenie w jakie po-