Przejdź do zawartości

Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wie może, iż była moją narzeczoną, — chętnie uczynię zadość życzeniu pani i pozostanę!
Ewa zdawała się nie słyszeć jego wyrazów, stała znowu na środku pokoju, mnąc w ręku batystową chusteczkę, którą przed chwilą ścierała ślady łez ze swej twarzy, a drobne ząbki jej do krwi przygryzały różową wargę.
Stojący w drzwiach sługa, widział gestykulację dwojga młodych ludzi, ale słów ich nie słyszał, i sądząc zapewne iż oznajmienia jego nie usłyszeli, czuł się w obowiązku raz jeszcze powtórzyć.
— Hrabia Seweryn Horski.
Ewa podniosła głowę, i pewnym choć cichym głosem odrzekła:
— Prosić.
W parę minut potem, w jednym z dwóch bawialnych salonów, przy stoliku, na którego marmurowej płycie wielka lampa płonęła w etruskim wazonie, i mozajkowy ptak rajski rozpościerał świetne barwy szerokich swych skrzydeł, siedziało trzy osoby; rozmawiało ze sobą z takiem ożywieniem, i tak zupełną na pozór spokojnością umysłu, że niktby zgadnąć nie mógł, iż dwie z nich przebyły przed chwilą stanowczą, pełną bolesnych wzruszeń godzinę swego życia.
Na twarzy Ewy nie pozostało już ani śladu łez niedawno wylanych, i towarzyszących im gorączkowych rumieńców; twarz ta była znowu białą jak