Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/529

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żebnoscią, pomiędzy moralnem przeświadczeniem a materjalnym dowodem, pomiędzy pożytecznością i koniecznością jednej z najważniejszych instytucyj ludzkich, a nieubłaganą twardością jej i nieubłagalnością. Uczuł on w tej chwili, że wielkie ciała zbiorowe nie mogą być tak harmonijne i zgodne w sobie, tak niezachwianie prawe i sprawiedliwe, jakiemi bywają wzniosłe dusze pojedyńczych jednostek. Oko w oko spotkał się z ohydnem dla niego widmem nieśmiertelnego zła, które Damoklesowym mieczem wisząc nad głowami ludzkości, zatrute jady swe wlewa w najszlachetniejsze jej usiłowania i najwznioślejsze aspiracje; ujrzał zblizka jeden z tych ciężkich Syzyfowych kamieni, które ludzkość przez wieki toczy przed sobą, nie mogąc dosięgnąć miejsca, kędy pali się światło niemylnie odróżniające niewinność od występku, pozór od treści, prawdę od złudy.
Wschodząca jutrzenka zapaliła kraniec firmamentu różowym szlakiem, iskry słoneczne wystrzeliły z za ciemnego pasa borów, i rozbiegły się po błękitnem sklepieniu, igrając z białemi mgłami, na niebie i na ziemi krzesząc miljonowe połyski złota i purpury. Ale hrabia, pięknego widoku, jaki roztaczał się przed nim, nie ogarniał, jak minionego wieczora, oczami rozkochanemi w przyrodzie, pełnemi wdzięczności dla wszystkiego co żyje i jaśnieje i co rządzi prawami bytu i światła. W mil-