Przejdź do zawartości

Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/510

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stronach mając po czterech sędziów! Całe to grono poważnych dygnitarzy błyszczało złotemi deseniami wyhaftowanemi na kołnierzach i rękawach mundurów; przed prezesem leżał wielki stos urzędowych papierów, które wydobywał z opieczętowanych kopert i zwolna odczytywał; sędziowie tymczasem jedni zajmowali się pisaniem, inni przerzucali karty grubych ksiąg prawnych, inni jeszcze rozmawiali po cichu lub dumali, roztargnionym wzrokiem wodząc po ścianach pomalowanych w różnokolorowe kraty, mających pretensję do piękności a w istocie bardzo brzydkich.
Nagle, na poważnej lubo dość łagodnej twarzy prezesa, ukazał się dziwny wyraz, z ust jego wyrwał się okrzyk zdumienia graniczącego z przestrachem.
Dziwna rzecz! panowie.... — zawołał — dziwna rzecz!
Sędziowie pytająco zwrócili ku niemu twarze; prezes osłupiałemi oczami wpatrywał się w rozpostarty arkusz papieru, naznaczonego wielką pieczęcią banku pożyczkowego. Po chwili jednak odzyskał przytomność umysłu, i wrócił do zwykłej swej powagi, a zwracając się ku swym towarzyszom zadał im pytanie: ażali nie pamiętają o wyrażonem przed kilku miesiącami przez hrabiego Seweryna Horskiego żądaniu zaciągnięcia pożyczki, i jakąby była na żądanie to odpowiedź sądu? Wszyscy zgromadzeni pamiętali wybornie, że sprawa ta dla braku