Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/489

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cię! — dokończyła, — znosić biedę, chłód, głód... a to okropne!
Dla niej samej, bieda była tym postrachem przed którym uciekała, fałszując serce swe i łamiąc się ze wszystkiem co było w niej najlepszem. Pojęła też ją gdy szło o biedne dziecko, i ulitowała się nad niem zupełnie szczerze. Ale hrabia zachwycony był dobrocią serca narzeczonej, i w powrocie do domu szedł drogą wysadzoną staremi drzewami z tak rozpromienioną twarzą, z takiem szczęściem w sercu, jak gdyby przed chwilą uwiadomionym został, że niema już na świecie ani jednego złego człowieka, i że bieda, niesprawiedliwość, ciemnota, choroby, wszystkie słowem dotykające ludzkość klęski i niedole, wymazane zostały z tablicy, na której ręka Boża kreśli swoje wyroki. Prześliczny wieczór obejmował świat woniejącą oponą przezroczystego uroku, i z napowietrznych mgieł białych budował w oddali po polach i łąkach wspaniałe gmachy o rozwiewnych ścianach, i spiczaste iglice ruchomych wieżyc. Obfita rosa srebrzyła się na trawach i gałęziach przydrożnych drzew, które od czasu do czasu poruszały się jakby przez sen, aby wnet znowu znieruchomieć i usnąć; gwar miasta szumiał w oddaleniu niby echo spracowanej ludzkości, udającej się na spoczynek. A dalej jeszcze, pod przysłoną ciemnego obłoku