Przejdź do zawartości

Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/474

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Moje dziecię, — ozwał się łagodnym lecz poważnym głosem, — zadałaś mi tyle pytań, że na ich rozwiązanie długich lat chyba potrzeba. Chcesz wiedzieć dla czego szeleszczą liście drzew poruszane wiejącym wiatrem; z kąd bierze się zapach u kwiatów i złoty blask u słońca; jak wyrastają trawy i mgły bieleją po polach; z kąd powstaje huk gromu i kędy źródło strumieni deszczowych. Pragniesz więc zajrzeć w państwo natury, i przeczytać prawa jakie niem rządzą. Państwo to, dziecię moje, tak jest wielkiem, że go całego żaden człowiek okiem wiedzy nie ogarnie nigdy. Do państwa tego należy wszystko co widzisz i czego wiedzieć nie możesz: miljony słońc zawieszone w przestworzu i ziarnka piasku osypujące ziemię; pełzające gadziny i szybujące pod obłokiem orły; olbrzymie massy gór i skał, i niezliczone roje niedojrzanych owadków; oblicza ludzkie odkryte przed wszystkimi, i głębie serc ludzkich zakryte dla wszystkich; niezmierzona przestrzeń i bezmiar czasu; najogromniejsza olbrzymiość i najdrobniejsza małość; wzniosłość i nizkość, światłość i ciemność; najkrzykliwsze kontrasty na pozór, a najcudowniejsza harmonja w głębi. Oto państwo natury, do którego chcesz abym cię wprowadził.
Krysia słuchała, oczy jej coraz silniej błyszczały. — To bardzo piękne! — wymówiła, — i ja to wszystko poznać muszę kiedyś zblizka, bardzo zblizka!