Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/468

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakby komu innemu dolegać mogła osobista tylko, niepowetowana strata. Dotąd dziwnego doświadczał on powodzenia we wszystkich podobnych przedsięwzięciach. Dobroć jego ujmowała najnieczulszych, cierpliwość, prostota i niewyczerpane miłosierdzie wzruszały najzatwardzialszych.
W życiu swem jakkolwiek wiek jego mógł nazwać się zaledwie średnim, dokonał on już nieraz wielkiego i trudnego dzieła nawrócenia zbłąkanej duszy na drogę dobrą; a jeśli czasem zawodził się i jak powiadał przed chwilą: „rzucał perły pod nogi nieczystego stworzenia,“ to smutne te wypadki jego usiłowań szybko uchodziły mu z pamięci. Był on jednym z ludzi, którzy całe życie pamiętając o najdrobniejszem napotkanem na drodze ździebełku dobra, zapominają nazajutrz o wczoraj widzianym bezmiarze złego. Wielbić i kochać, stanowiło rozkosz jego życia; wzgarda i czcze potępiania tak były sprzeczne z jego naturą, że wstrząsnąwszy nią zaledwie przez chwilę, brały z nią rozbrat natychmiast. Nieodwołalny upadek Rycza, cynizm jego, fatalne zgangrenowanie charakteru tego człowieka, przed którym drżało od trwogi własne jego dziecię, więcej niż inne podobnego rodzaju widoki zaryły się w serce hrabiego. On tyle razy mu przebaczał, napominał go, prosił, groził mu, obdarzał go! spostrzegał że zawodził się, lecz zawsze u-