Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakiś dopisek, wziął się do temperowania pióra. Nagle podniosł głowę i spojrzał przed siebie, bo usłyszał imie swoje wymówione przytłumionym, bardzo słodkim i uprzejmym głosem. Był to Rodryg Suszyc, który stał przed nim z drugiej strony stołu, ze zwojem papierów w ręku.
— Przepraszam szanownego pana, — rzekł — czy pan regestrator już odszedł?
— Tak jest panie, — z powagą odparł pan Walery — Kazimierz Chmurski udał się ztąd prosto do mego domu, aby oznajmić mojej córce...
— Mój Boże! — przerwał młody Suszyc z zakłopotaniem — spóźniłem się trochę... zatrzymali mię po drodze odchodzący koledzy, zresztą byłem pewny, że któregokolwiek z panów znajdę tu jeszcze. Ponieważ zaś Chmurski odszedł dziś tak śpiesznie, pan jako jego pomocnik chciej go zastąpić.
— I w czemżeto takiem? — zagadnął pan Walery z lekkiem zmieszaniem objawiającem się w oczach, które niespokojnie biegać zaczęły.
— Bagatelka — odparł Rodryg. — Oto kilka aktów wręczonych mi w sądowej do oddania panom, abyście je wpisać chcieli w odnośną księgę. Oto są; racz się pan tem zająć... żegnam.
Blady szczupły człowieczek mówił ze spuszczonemi jak zwykle oczami; złożywszy przed panem Walerym przyniesiony przez się zwój papierów, uczynił parę kroków ku odejściu.