Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szanowanie, jakie mu okazywał urzędnik młody lecz wyżej odeń stojący w hierarchii urzędowej, przejęło ją szczerem zadowoleniem i niejaką wdzięcznością. Rodryg powitawszy w ten sposób ojca, skierował swe z pod brwi patrzące oczy na córkę; lecz gdy spotkał się z jasnem i dobrem wejrzeniem jej wielkich szafirowych oczów, policzki jego zafarbowały się ceglastą barwą, wązkie przyciśnięte wargi drgnęły, źrenice zapaliły się i zamigotały. Zbliżył się do Monilki i podał jej rękę; ona z lekkim ukłonem podała mu swoją, po chwili jednak cofnęła ją nagle, jakby palce młodego mężczyzny zbyt silnym, bolącym uściskiem objęły dłoń jej drobną i miękką. Spuściła też oczy na robotę, a po czole jej przepłynęła chmurka niezadowolenia, czy pomieszania.
Tymczasem p. Walery wskazał gościowi jedno z krzeseł umieszczonych w pobliżu sofy, a poprawiając kołnierz i pochrząkując z lekka, przygotowywał się do rozpoczęcia z nim rozmowy. Dziwna jakaś nieśmiałość, niby z wewnętrznego, bezświadomego poczucia upośledzenia i niedołężności płynąca, łączyła się w p. Walerym z poważną sztywnością postaci i uroczystym nastrojem fizjonomii.
Młody Suszyc pierwszy głos zabrał.
— Przyszedłem powinszować szanownemu panu, rzekł ze słodkawym uśmiechem.