Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnemi oczami i sztywną kibicią, na której stanik wyglądał jak pancerz — córkę rodziców obarczonych rodziną. Jak się to stało, że ją wybrał, i czy wybierał na prawdę? nie byłaż to raczej chwilowa zachcianka, kaprys młodej wyobraźni, jakieś współczucie, a może i uległość namowom, radom, wpływom? To pewna, że już potem flet jego w długiem zostawał zaniedbaniu; żona jego nie lubiła muzyki. — To chleba nie daje! — mawiała. — A jednak zamiłowanie to w sztuce naiwne, dziecinne niemal, było może jedynym promieniem poezji, wnikającym w życie biednego urzędnika, przesiadującego po całych dniach w posępnym, wilgotnym pokoju, napojonym wonią kurzu i atramentu. Promieniem tym mogła być jeszcze poezja. Ale żona Suszyca nie lubiła poezji. — To chleba nie daje! — mawiała.
Po pewnym przeciągu czasu Suszyc odnalazł flet swój; ale gdy sprobował na nim zagrać, uczuł że mu zimniej jakoś było w piersi jak dawniej. Grywał jednak od czasu do czasu, ale za każdym razem gdy grać zaczynał, spostrzegał, że ten chłód dziwny wzrastał w nim coraz. I było mu coraz zimniej, zimniej.... a w życiu jego zaczęło się wszystko rwać i łamać. Próbował związywać, zestawiać, naprawiać, — ale była przy nim ręka, pod dotknięciem której wszystko więdło, psuło się, usychało.... Długie lata minęły, Suszyc prze-