Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zgarnął kilkanaście rozrzuconych po biurze zapisanych arkuszy, i podał je Ryczowi. Ten obejrzał się za swoją czapką którą był położył na krześle. Hrabia widząc to zawołał:
— Poczekaj Rycz, poczekaj no jeszcze chwilę... co tu zrobić?
— Z czem takiem, panie hrabio? — zapytał Sebastjan.
— A oto z temi listami — odpowiedział hrabia wskazując pisma odłożone na lewo.
— A cóż? wrzucić je do kosza, a potem spalić albo na śmietnisko wyrzucić, — niecierpliwie odparł Rycz.
— Nie, nie, mój Sebastjanie — z niepokojem zaczął hrabia, — tak nie można; trzebaby nad tem pomyśleć. A może ludzie ci są na prawdę biedni... może tylko nie umieją się wysłowić...
— Najlepiejby było, gdybyś pan hrabia zabronił wszelkiego rodzaju żebrakom pisywać do siebie...
— Może ten malarz jest prawdziwym artystą, a tylko grzeszy nieco zarozumiałością, zwyczajnie jak młody... — ciągnął hrabia nie zważając na przerwę.
Rycz wziął w rękę wszystkie listy o których była mowa i uczynił takie poruszenie, jakby chciał je wrzucić do stojącego w pobliżu wielkiego kosza.