Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, nie — zawołał hrabia nachylając się i zatrzymując jego rękę; — to trzeba będzie uważniej przeczytać... pomyśleć... Zostawto, już ja o tem pomówię z moim kassjerem... Bo widzisz mój Rycz, człowiekowi łatwo jest omylić się, uprzedzić; może ja omyliłem się. Słowa tych ludzi może mię mylnie przeciwko nich uprzedziły, a nie chciałbym aby prawdziwe nieszczęście przeszło obok mnie niezrozumiane, lub prawdziwa zdolność nie wsparta. Zresztą, bądź co bądź, godni czy niegodni miłosierdzia, ludzie ci cierpią...
Rycz wzruszył ramionami i pozostawił na biurze pisma, które wzbudziwszy zrazu w hrabi odrazę i nieufność, wywołały w nim potem żal i skrupuły.
— Panie hrabio — rzekł, — teraz ja panu przypominam siebie, moją żonę i małe, biedne dzieci.
Wymówił słowa te takim tonem, jakby upominał się o dług zdawna nieuiszczany mu przez nieakuratnego dłużnika.
Hrabia podniósł na niego oczy i popatrzył przez chwilę.
— Chcesz pieniędzy Rycz? a cóżeś uczynił z temi które ci dałem przed kilku dniami?
— Lekarstwa dla chorej żony, jedzenie, opał, odzienie dla małych, biednych dzieci — w kształcie objaśnienia mruknął Rycz, błyskając oczami z pod brwi strzępiastych.