Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prędzej, i twarz spłonioną ukryje wachlarzem, aby nie pokazać że ma kogoś znajomego tam wysoko, zkąd dostrzedz można zaledwie budkę suflera i nogi baletnic. Co mówię? ty nie będziesz nawet bywał w teatrach! nie posłyszysz już nigdy boskiej Viardot Garcia, i zachwycającego Mario — bo teatr u nas to zbytek kosztowny, a na zbytki nie starczy ci biedny przyjacielu, ta licha pensyjka którą pobieramy oba, lecz która mnie starczy zaledwie na krawaty i rękawiczki. A twojaż karjera tak świetnie rozpoczęta! twoje marzenia o pomieszczeniu się w dyplomacji, i o towarzyszeniu baronowi von F. przy poselstwie w Paryżu! Wszystko przepadło, i nie darowałbym sobie nigdy, gdybym choć na chwilę łudził się nadziejami, które już teraz ziścić się dla ciebie nie mogą. Nie możesz być przyłączonym do poselstwa, biedny mój przyjacielu, ponieważ w interesie państwa leży, aby wszyscy członkowie takowego godnie reprezentowali zagranicą dwór, którego są wysłańcami. Nie można zaś reprezentować coś, nie mając nic. Pensja jakąbyś pobierał na stanowisku które ci się miało dostać, nie wystarczyłaby ci w nowożytnej Babilonji na porządne mieszkanie i przyzwoity ubiór; a zkądżebyś wziął eleganckie „coupé“, dzielnego „ponneja“, któremibyś mógł przejeżdżać się po lasku Bulońskim, — że nie wspomnę o przyjęciach, abonamentach w teatrach