Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

myślach swych nie dosłyszał go Dembieliński. On patrzył w przestrzeń zadumanemi oczami, i mówił więcej do siebie, niż do człowieka z którym rozmawiał.
— Miałżebym zostać śmiesznym Ikarem dla tego tylko, że brakuje mi tej tak lichej a jednak potężnej rzeczy, jaką jest pieniądz...
Suszyc zaśmiał się swoim głuchym śmiechem, który rwał się mu w piersi jak gamma wygrywana na instrumencje o pękających strunach.
— A! — rzekł, — wymówiliśmy ostatnie słowo zagadki! doszliśmy nakoniec do samego dna tajemnicy, w jakiej zamykają się dzieje Ikarów naszego wieku! Pocóż było mówić o silnej woli, orlim wzroku, i innych tym podobnych pięknych rzeczach, skoro one wszystkie bez pieniędzy są tem, czem rosół bez mięsa albo ostryga bez cytryny? Ani w nich mocy, ani smaku. Zatem nie możesz pan spełnić swoich życzeń i wejść na drogę ku temu gabinetowi, z którego wylatują w świat pożary wojen i błogosławieństwa pokoju — dla tej lichej a jednak potężnej przyczyny, iż nie posiadasz pieniędzy.
— Tak — odparł Anatol, którego brwi zsunęły się pod wpływem przykrości jaką sprawiała mu mowa Suszyca. — Masz pan dziwny sposób wypowiadania prawdy, niemniej jednak przed chwilą prawdę pan powiedziałeś. Wszystkie zamiary moje