Przejdź do zawartości

Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pierwszy w ciągu rozmowy podniosła powieki. Wielkie błękitne jej źrenice zwolna podniosły się w górę, i popłynęły po szarych obłokach.
— Niebo! — po chwili milczenia wymówił Suszyc, — i któż ci o niem mówił? — mała!
— Matka! niezmieniając kierunku spojrzenia odparło dziewczę.
Suszyc patrzył wciąż na nią i uśmiechał się.
— Cóż tak poglądasz w górę? — przemówił, końcami palców dotykając głowy dziewczęcia. — Widzisz, tam płyną grube ciemne chmury. Gdzież jest to niebo co czeka dobrych i smutnych?
— Nie wiem, — odszepnęła Klarka, gdzieś być musi.
— Gdzieś być musi! — półgłosem powtórzył Suszyc, i z rodzajem nalegania raz jeszcze powtórzył.
— I jakże ci się zdaje Klarko, gdzie ono być może to niebo?
Dziecię spuściło smutnie swe źrenice z obłoków na twarz stojącego przed niem mężczyzny.
— Nie wiem, — powtórzyło — zapewne tam gdzie będzie moja matka.
Suszyc zaśmiał się półgłosem, wyciągnął rękę w stronę cmentarza i rzekł. — Oto gdzie będzie twoja matka.