Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nej, w ciemnościach jakie ją otaczają, szukającej słońca.
Anatol bił się z odmętem rozpaczy, jak wędrowiec z napotkanym śród drogi uraganem; płakał nad utraconą wiarą, więcej niż nad spodziewanem a utraconem szczęściem. Razem ze łzami połykał jad bluźnierstw, które mu wybuchały przez usta; drżał na widok tej pustki, która utworzyła się przed nim na miejscu, kędy on dostrzegał już kończącą się budowę wielkości i szczęścia; zatapiał się w bezbrzeżnej samotności, która otoczyła go nagle wtedy, gdy on myślał, że wraz z nim, za nim i w koło niego, świetnym orszakiem postępują: sława, bogactwo, powodzenie i miłość kobiety wielka, wparta na wielkiej cnocie czystego i słodkiego jej serca.
Gdybyż w tej chwili znalazł się przy nim mądry i kochający przyjaciel, ujął rozgorzałą dłoń jego serdecznem ujęciem, i w myśl zmąconą rzucił mu kilka słów pocieszenia, nadziei! Gdyby przed zrozpaczonym i złamanym stanęła jakaś wielka, wszechludzka idea, ze słonecznem obliczem, i pocięgnęła go w swój krąg wiekuiście promienny! Gdyby na głowę jego nabrzmiałą buntowniczemi myślami, spłynęły w tej chwili te wody łagodne, na których dnie człowiek znajduje niebieskie perły przebaczenia, i z łona Bóztwa na świat upadłe djamenty miłosiernej, wspaniałomyślnej, bezwzglę-