Strona:Eliza Orzeszkowa - Mirtala.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bie w bezpieczne łożyska. Gdy, jak szarańcza, bez ziemi jest i króla, niech spójnym hufcem chodzi. Niech tak, jak pająk brzydki i gardzony, przędzę swą wszędzie rozsnuwa, aby miał o co zaczepić się w tym królewskim pałacu, który Przedwieczny zbudował dla wszystkich narodów — silnych i słabych.
— Niech się tak stanie! — uroczystym chórem odpowiedzieli obecni i cicha uroczystość spłynęła na wszystkie twarze te, zmordowane i płonące, lecz które słowa starca postawiły przed obliczem długiéj, trudnéj, krwawéj przyszłości.
Ale Aron miał jeszcze coś do opowiedzenia. Starym był bardzo i pamiętał wiele, pamiętał dzień nieszczęsny, w którym z rozkazu Cezara Klaudyusza wygnano z Rzymu wszystkich zamieszkujących w nim żydów. Opowiadał o wszystkich nędzach i rozpaczach strasznéj owéj pory. Któż zgadnie rozpacz mrówek, gdy ciężkie koło przebiegającego wozu mrowisko ich rozgniecie i drobny ludek rozpędzi we wszystkie strony świata? Nikt nie zważy brzemion tych i smutków, które unosi z sobą rój człowieczy, z siedliska swego w szeroki świat pognany...
Być może, iż pod ciężkiemi turbanami włosy obecnych na głowach ich powstawały. Przy opowiadaniu Arona, ruchy ich stawały się bezładnemi, kolana i ręce drżały, słowa plątały się na pobladłych ustach. Bojaźń zaczynała już wnikać w krew tych, w których serca nieszczęście i krzywda lały nienawiść i podejrzliwość, mózg ich zaprawiając dymem mistycznych rojeń.
— Zwołać wszystkich starszych gminy! naradzić się! Do kogo udać się po obronę i ratunek? Jak zażegnać gniew Cezara i Rzymian? Co czynić?
Z wołaniami i zapytaniami temi opuszczali izdebkę, tak, jak gdyby w téj chwili już goniła ich kosa śmierci; śpiesząc się, nadeptywali sobie wzajem na pięty. Menochim powlókł się za nimi; Aron, wspierając się na sękatym kiju, wyszedł ostatni.
Justus i Jonatan pozostali sam-na-sam. Sekretarz Agrypy pochwycił ręce przyjaciela i zarzucił go pytaniami.
— Obce ludy, Jonatanie, miewają wielkich mężów, roniących wielkie słowa. Jeden z nich rzekł: „Miłość ojczyzny jest tak ogromną, że ją nie trwaniem naszego życia, lecz troskliwością o jéj życie mierzymy“. Ona-to cię upoiła! Nią uniesiony, nie mierzyłeś jéj trwaniem życia swego i swoich.
Jonatan słuchał z odwróconą twarzą, aż z porywczym giestem zawołał:
— Przestań, Justusie! nie powiększaj wstydu mego! piérwszy-to raz przeniewierzyłem się sprawie świętéj! Przebacz mi, Judeo! pierwszy raz oddałem pokłon cielcowi namiętności własnych!
Czoło przyciskał do ściany, blade usta przygryzał do krwi, cicho i ponuro z przytłaczającą pokorą szeptał:
— Ułomnym jest człowiek, z niewiasty zrodzony...
Potém, nie zmieniając postawy, prędko mówić zaczął: