Przejdź do zawartości

Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Eh bien! Mame! zwróciła się do gospodyni domu, skończ pani zemną; mam do powiedzenia kilka słów tylko. Kiedy hrabina przyjedzie?
— Za dni kilka.
— Pisałaś pani do niej o warunkach, jakie położyłam?
— Tak, i pani hrabina je przyjęła.
— Więc moje czterysta rubli są pewnemi?
— Najzupełniej.
— I małą siostrzenicę moją będę mogła mieć przy sobie?
— Tak.
— I będę miała osobny pokój, osobną sługę, konie do przejażdżki, kiedy zechcę, i dwa miesiące wakacyi?
— Na wszystkie warunki te zgodziła się pani hrabina.
— To dobrze, powstając rzekła Francuska, za kilka dni przyjdę dowiedzieć się znowu o przyjeździe pani hrabiny. Jeżeli jednak za tydzień nie przyjedzie, lub nie przyśle po mnie, zerwę umowę. Czekać dłużej nie chcę i nie potrzebuję. Mogę mieć miejsc podobnych dziesięć. Bon jour, Madame.
Kiwnęła głową gospodyni domu, Marcie i odeszła. U progu nasunęła na głowę pąsowy kapiszon i otwierając drzwi, zanuciła fałszywie francuską piosenkę. Marta po raz pierwszy