Strona:Eliza Orzeszkowa - Kilka słów o kobietach.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pączkiem kwiatka, zwijającym swe listki przy najlżejszém zetknięciu się z rzeczywistością; gdy następnie kobieta, która już wstąpiła w nieznane sobie krainy rodzinnego życia i spraw jego, staje się bóstwem, przed którém pochylają się głowy magistrów salonowéj filozofii, słońcem, koło którego krążą nieustannie salonowe księżyce, lub, co najwięcéj, „drewnem ku podpaleniu kuchennego ogniska...” kobieta, przed którą los zamknął podwoje świętego przybytku, widzi się wśród ludzkości w roli... komara i muchy.
Kobieta, niebędąca żoną, matką i gospodynią, czémże jest w społeczności dzisiejszéj? Jakie ma pole do użytecznéj i podnoszącéj ją moralnie pracy? do jakich ma dążyć celów?
Na to pytanie wszystkie usta milczą albo się uśmiechają szyderczo. Kobieta, niebędąca żoną, matką, ni gospodynią! Ależ to stara panna, istota śmieszna, złośliwa, na piersi i ręku nosząca szkaplerze i różańce, które nie przeszkadzają jéj pobożnemi obmowami szarpać sławę bliźniego. Albo znowu ta kobieta, która zerwała związki małżeńskie, a wiec niemoralna, nieoddająca należnego szacunku wielkiéj idei rodzinnéj! Wartoż myśléć o podobnych istotach? Wartoż zajmować się niemi i szukać dla nich celów życia? Zresztą są to wyjątki. Zasady tworzy się dla ogółu, a wyjątki niech sobie same radę dają, jak chcą i mogą. Tak