Strona:Eliza Orzeszkowa - Kilka słów o kobietach.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chińczycy w kobietach swoich uwielbiają nadewszystko małość nóg, to téż ściskają je one i do takiéj doprowadzają małości, że w końcu i chodzić o własnych siłach nie mogą. U nas mężczyźni, nieliczący się do rzędu myślących i poważnych, a takich w każdéj społeczności znajduje się zawsze ilość niemała, składają przedewszystkiém hołd pozorny wdziękom zewnętrznym, to téż kobiety myślą o nich tak usilnie, że o czém inném myśléć całkiem przestają. Pochlebstwa, nadskakiwania, wybryki rycerskich ofiar, udawane zachwyty i szały, oznaki czci średniowiecznéj, są niby dziedzictwem, z pokolenia na pokolenie przekazywaném przez społeczność kobietom, a które winien im złożyć w dani każdy mężczyzna, chcący zdać przed publicznością egzamin na magistra filozofii salonowéj i doktora praw obojga płci. W tém dziedzictwie swojém kobieta króluje, jak niegdyś królowie Merowingowie we Francyi. W pałacu wszyscy uderzali przed nimi czołem, ale po za pałacem wara było królowi choćby krok jeden uczynić wedle woli, bo nad całą przestrzenią kraju panował Mer pałacu, poddany na pozór, król w rzeczy.
Dla kobiety wystawiono tron w salonie, ale po za salonem opada z niéj szata nietylko królewska ale człowiecza, bo na przestrzeni społecznych działań i przywilejów panuje Mer jéj pałacu — mężczyzna, a ona, bóztwo i monarchini w salonie, po-za