Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.2.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ustępować przed Adelką? Matka, to co innego, ale ta... prawie obca! Jedwabną suknią przy samej główce dziecka szeleści, zbudzić je może, a potem sama zasnąć gotowa, bo serce jej nie będzie pewno młotem takim, przy którego stukaniu spać niepodobna. Wyprostowała się, spojrzała na synową oczyma, w których przemknął błysk dwudziestoletni, i cichym szeptem zaczęła:
— Moja Julciu...
Ale chuda kobieta, ze znużoną twarzą, wpadła jej w mowę:
— Moja mamo, niech się już mama nie sprzecza! Kiedy takie nieszczęście w domu, nie trzeba przynajmniej robić ambarasu.
Robić ambaras! Było to jej staranie wieczne i gorliwe, aby nie robić nikomu ambarasu. Oczy zgasły, plecy się przygarbiły: miała odejść. Ale Adelka, idąc przez pokój, jak wiatr zaszeleściła suknią. Jestże sens wkładać suknie jedwabne do czuwania nad choremi dziećmi! Splotła ręce jak do modlitwy:
— Moja Julciu, może pozwolisz, abym tę jedną noc przesiedziała przy nich...
Tu jednak wtrąciła się już Adelka:
— Rozchoruje się pani od niespania i zrobi w domu drugą jeszcze biedę!
A synowa dodała:
— Trzeba, moja mamo, o wieku swoim pamiętać!
Niechże ją Bóg broni, aby miała domowi te-